CocoRosie – Tales Of A Grass Widow
Info
Przyznam szczerze, że zespół CocoRosie zawsze był przeze mnie lubiany, lecz nigdy nie potrafił wybić się na pierwszy plan moich muzycznych fascynacji z pogranicza folku i inide. Okazało się, że nowym albumem „Tales Of A Grass Widow” siostrzany paryski duet przebił moją tarczę, a ja zostałem pochłonięty przez magiczne dźwięki tej płyty…
„Tales Of A Grass Widow” z jednej strony w czarujący sposób opowiada historie o miłości, Bogu i pokonywaniu własnych słabości. Część ta jest otulona jaskrawymi, delikatnymi i barwnymi dźwiękami, które jednocząc się ze wokalem dziewcząt pozostawiają poczucie spokoju ducha. Z drugiej strony, kiedy na muzyczne niebo CocoRosie nachodzą chmury, wszystko zwraca się ku mrokowi i smutkowi. Tematyka utworów przemienia się i skupia na negatywnych i ponurych aspektach naszego życia. Również wokal dziewczyn robi się bardzo poważny. Obie te sfery potrafią jednak żyć ze sobą w zgodzie.
Niekiedy w warstwie muzycznej duet sięga nawet po rozwiązania ze sceny world czy new age. Klawisze plątają się z klarnetem, flet spowija się cymbałkami. Delikatny bas wypierany jest przez sopran. Za tym wszystkim idzie armia brzdęków, stukotów i innych dźwięków wyszperanych z różnych miejsc i kultur naszej planety.
Mam wrażenie, że na nowym albumie muzyka CocoRosie zmieniła nieco swój charakter i wydźwięk. Utwory stały się bowiem bardziej przystępne i przyswajalne dla przeciętnego słuchacza. Kompozycje z poprzednich albumów niejednokroć bywały męczące czy nużące, a dźwięki, które pojawiały się w nich potrafiły nawet drażnić uszy. Tym razem całość, mimo że równie zmienna i przewrotna, to jednak płynie o wiele spokojniejszym nurtem.
Jeśli był to świadomy ruch zespołu to jest on godny pochwały. Przejście nowej płyty zajmuje niemal równą godzinę. Uważam, że warto ten czas spędzić z CocoRosie i wybrać się na malowniczą, bogatą w intrygujące dźwięki wycieczkę. Dziewczyny mają bowiem do opowiedzenia kilka naprawdę interesujących historii.
Tekst: Marek Cisek