’Tej nocy nie było słabych występów’ – relacja z Revive Festival

Relacja

Biorąc pod uwagę popularność techno w ostatnim czasie, łatwo wysnuć wnioski, że stałych klubowiczów trudno jest zaskoczyć i zadowolić. Revive się to udało!

Na przestrzeni ostatnich lat muzyka techno zyskuje coraz większe zainteresowanie. Kolektywy, kluby, festiwale mnożą się w zawrotnym tempie, oferując coraz to bogatsze line-upy i kreatywne rozwiązania. Revive to nowa grupa promotorska, która od kilku miesięcy pobija polską scenę. Ze swoim projektem wystartowali zaledwie jesienią i bardzo szybko zdecydowali się na tak poważny krok, jakim jest stworzenie festiwalu. W organizacji pomogła im nieco dłużej działająca grupa Subraum. Przeładowany rynek i niewielkie doświadczenie organizatorów sprawiły, że mieli naprawdę niełatwe zadanie. Jednak to, co wydarzyło się w 17 marca, rozwiało wszelkie obawy i wątpliwości. Revive Festival jest dowodem na to, że bez hucznych haseł, pretensjonalności i wybujałej promocji, można zrobić pierwszorzędny event, który ocieka świeżością, gdzie każdy uczestnik czuje się jak u siebie, a tym co liczy się najbardziej, jest wspaniała muzyka i dobra zabawa!
Wydarzenie ulokowane zostało w Małej Warszawie, niesamowicie klimatycznym i industrialnym miejscu. Obiekt wzniesiony został w 1916 roku i jest jednym z najstarszych budynków prawobrzeżnej Stolicy. Mury Małej Warszawy mają za sobą pokaźną historię, jednak na tę noc zmieniły się w niekwestionowaną mekkę muzyki elektronicznej. Atmosfera, jaka panowała w budynku i jego oszczędny, intymny wystrój stawiają go w mojej czołówce polskich miejscówek eventowych.
Organizatorzy festiwalu postawili na jakość i świeżość. W line-upie znalazło się sporo nowych twarzy, ikon gatunku a także polskich nazwisk. Wydarzenie podzielone zostało na cztery sceny: Explore (zarezerwowanej dla nowych, prężnie rozwijających się artystów), Crave (na której podziwiać mogliśmy niemal same live acty), Invent (kreatywną wizytówkę wydarzenia) oraz Excite (mającą za zadanie nieco uspokoić uczestników eventu).
Swoją muzyczną podróż tego wieczora rozpoczęłam przed 23, załapując się na ostatnie dźwięki wydobywane przez Dtekka podczas Dzięwiątego Warszawskiego Salonu Ambientu, otwierającego wydarzenie na scenie Invent. Zaraz po nim naczelne miejsce zajął duet Kondensator Przepływu. Delikatne muskania muzyki idealnie docierały do wszystkich komórek ciał słuchaczy. Pomieszczenie było nastrojowo oświetlone, a jego ściany zdobiła wystawa sztuki artystów związanych z projektem: Heleny Majewskiej, Stanislava Tolkacheva, The Art Of Anders Røkkum oraz Is That You?. Całokształt stworzył niesamowite preludium do tego, co zaczynało się dziać w pozostałych zakamarkach budynku. Jedynym minusem, który dało się odczuć podczas tego doświadczenia, było zachowanie ludzi, którzy, nie do końca rozumiejąc fenomen słucho- i widowiska, przeszkadzali pozostałym.
W między czasie parkiety pozostałych scen rozgrzewali m.in. Terstin i Juerga. Kolejne godziny przynosiły coraz więcej wrażeń i coraz większe dylematy – gdzie iść, kogo posłuchać? Niemalże całą noc biegałam między scenami Crave i Explore. Na szczęście występy artystów na obu scenach rozpoczynały się z ponad półgodzinną różnicą czasową, a wszystkie live acty tej nocy trwały wyjątkowo 1,5 godziny, co dało możliwość skosztowania wszystkiego po trochu.
Tej nocy nie było słabych występów. Każdy z zaproszonych gości pokazał najwyższą jakość gatunku! Przez całą noc scena Explore dosłownie wrzała. Muzyka, serwowana przez tamtejszych gości to mocne, parkietowe techno, które nawet na chwilę nie dawało odpocząć publice. Ludzie przez cały czas wirowali bez opętania. Przekraczając progi tej sali, czuć było dziką, niczym niepohamowaną energię. Moim bezsprzecznym faworytem sceny Explore jest Parallx, który swoim rejwowym setem udowodnił, w jaki sposób tak szybko udało mu się podbić parkiety całego świata (z tym na B. na czele!). Podobnie dobre występy zaprezentowali Inhalt Der Nacht, Escape To Mars, czy – nasze dobro narodowe – Violent. Najsłabszym ogniwem tamtejszego line upu był moim zdaniem Under Black Helmet. Jego występ był poprawny, ludzie bawili się z dosadną wrzawą, jednak nie do końca do mnie trafił.
Pierwszym i jednym z najciekawszych live actów na scenie Crave, był występ wirtuoza Fabrizio Rat – La Machina. Artysta, który okazał się niesamowicie otwartym i charyzmatycznym człowiekiem, jest postacią niezwykle wyjątkową. Jego występy to nietuzinkowe połączenie klasycznego fortepianu i elektronicznego hardware’u. Przez 1,5 godziny obdarowywał nas niezapomnianymi doznaniami. To było prawdziwe show! Ponarzekać można na występ zakapturzonego duetu SHXCXCHCXSH. Postawili oni na mocniejszą niż dotychczas muzykę, ale podczas ich grania słychać było tylko za głośną stopę, zrezygnowałam po 15 minutach. Mając w pamięci wspomnienia z ich fantastycznego występu sprzed kilku lat na festiwalu Up To Date, trochę się zawiodłam.
Bardzo przypadł mi do gustu występ projektu 999999999, który zaserwował nam prawdziwy, acidowy rave! Oczekiwanym przeze mnie występem był live Exium, hiszpańskiego duetu ze stajni PoleGroup. Ci panowie doskonale wiedzą co robią. Już od pierwszego taktu dało się wyczuć ich kunszt i doświadczenie, cały występ brzmiał wręcz idealnie. Duet uraczył nas typowym dla siebie stylem, w którym odbijające się dolne partie dźwięków przypominają galopujące konie. Cała sala ochoczo dała się ponieść tym pędom. Absolutnym faworytem tej nocy był dla mnie Shlømo. Artysta dobrze znany, doskonale wiedziałam na co go stać. Kilka miesięcy wcześniej słyszałam jego live act na Atonalu i już wtedy byłam pod wielkim wrażeniem jego brzmienia. Jednak to, co pokazał podczas Revive, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Francuz zaprezentował nam świetny występ na żywo, szybki, pełen energii, do tego niezwykle ciekawy. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji go usłyszeć, nadróbcie to koniecznie!
Scenę Crave zamknął duet Slam, którego chyba nie trzeba przedstawiać. Do tego występu podchodziłam z delikatną rezerwą. Nigdy nie byłam fanką ich setów i produkcji. Wydawało mi się, że po tak świeżych artystach i wielu nienagannych live actach, po prostu nie uniosą ciężaru closingu. Myliłam się. Wygląda na to, że czasem należy zaufać doświadczeniu, którego ogrom zebrali panowie ze Slam przez długie lata występów. Ich set był energiczny, mocny, nie brakowało w nim również wszystkim znanych techno-szlagierów.
Podczas mojej całonocnej bieganiny między Crave i Explore, na pozostałych scenach również trwała zabawa. Scenę Invent przejęło Luzztro Records, a scenę Excite – ulokowaną w pobliżu baru – artyści oscylujący między down tempo a house, co pozwalało na odpoczynek pomiędzy wrzawą pozostałych sal.
Nienaganna organizacji, doskonałe industrialne miejsce i oświetlenie, nadające miejscu niezwykłego klimatu, na kilkanaście godziny pozwoliły uczestnikom zapomnieć się w rozszalałych tańcach. Osobiście jestem pod sporym wrażeniem tego, co doświadczyłam, nie spodziewałam się tak mocnego festiwalowego debiutu organizatorów. Na twarzach uczestników było widać niczym niepohamowaną radość i pasję. Bardzo sprawnie skonstruowany line-up nie dawał odpoczynku, co sprawiło, że tej nocy mogliśmy czerpać z muzyki garściami. Największym minusem tego wydarzenia było to, że trwało tak krótko, a ja nie mogłam być w kilku miejscach jednocześnie. Revive zdobyło sympatię i zaufanie publiki, która już czeka na kolejną, jesienną edycję!
Tekst: Dorota Smyk
Zdjęcia: Helena Majewska


Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →