Time Warp Holland 2011 – RELACJA MUNO.PL

Relacja

Za nami holenderska edycja festiwalu Time Warp. Zapraszamy Was do przeczytania relacji Muno.pl z tego niezwykłego wydarzenia!

Mało jest takich imprez w ciągu roku, przed wyjazdem na które jestem ówcześnie pewny o ich przyszłym powodzeniu. Jedną z nich jest bez wątpienia lider wśród imprez związanych z muzyką elektroniczną – Time Warp. Wydarzenie totalne, absolutna gwarancja najwyższej jakości w każdym jego elemencie. Line-up, organizacja, nagłośnienie – najważniejsze aspekty każdego wydarzenia muzycznego, w tym konkretnym przypadku stale nie schodzące z najwyższego z możliwych poziomów.

Tutaj po prostu wszystko jest najlepsze, Cosmopop – organizator całego przedsięwzięcia, od lat stawiając na jakość swojego szlagierowego produktu, zyskał sobie rzeszę fanów na całym świecie. I nie ma w tej tezie krzty przesady, zarówno w Niemczech jak i Holandii byłem świadkiem najazdu możliwie każdej nacji, od Australijczyków po Amerykanów do Azjatów włącznie. Nie było innego wyjścia, międzynarodowy charakter Time Warp po prostu musiał zostać rozprzestrzeniony do głównych ośrodków skupiających fanów Time Warp.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Fot. Frank Emous

Holandia, obecnie jedno z najważniejszych miejsc na technicznej mapie Europy, bijąca rekordy w ilości organizowanych eventów z muzyką Techno „przygarnął” Time Warp z otwartymi ramionami. Niespotykany fenomen, tak mały kraj ma kilkadziesiąt festiwali w samym sezonie letnim, z których w większości bilety zostają całkowicie wyprzedane. Świadczy to głównie o muzycznej świadomości Holendrów, których gusta wyjątkowo ciężko zaspokoić. Sami artyści w wywiadach podkreślają, że dany utwór, który sprawdzi się w Holandii skazany jest na sukces na innych parkietach świata.

Ale do rzeczy – Time Warp w Holandii ma już swoją historię, której kontynuacja w tym roku odbyła się znowu w zupełnie innej lokalizacji. Hale w Rotterdamie i Amsterdamie okazały się zbyt małe na pomieszczenie wszystkich chętnych do uczestnictwa w Time Warp. Tegoroczna edycja odbyła się w największym kompleksie na jakim dane mi było się bawić, położonym w małej miejscowości Hertegenbosch o nazwie Brabanthallen. Przestrzeń tego olbrzyma pozwoliła organizatorom na swobodę w działaniu, nie było mowy o jakichkolwiek ograniczeniach, tak jak ma to miejsce w stolicy Time Warp – Mannheim. Powierzchnia hali mogła porażać, szczególnie jeśli w planach mieliśmy chęć odwiedzić każdą ze scen, logistyka miejsca pozwalała jednak na swobodne i szybkie przemieszczanie się między floorami.

Muzycznie tegoroczna edycja zadowoliła najwybredniejszego fana muzyki elektronicznej – w mojej opinii skompletowany zestaw artystów to najlepszy skład w całej historii Time Warp, również tej niemieckiej. Powodów jest kilka. Pierwszy z nich to występ legendarnej grupy Underworld, którzy już wcześniej romansowali z Cosmopop grając na Love Family Park. Muzycznie zaskoczyło również pojawienie się po raz pierwszy rezydentów najlepszego klubu na świecie, wydających w Ostgut Ton Bena Klocka i Marcela Dettmanna. 10. grudnia okazał się również dniem urodzin Chrisa Liebinga, który przyleciał prosto z pierwszej urodzinowej imprezy w Cocoon (po Time Warp udał się na 12-godzinnego seta do Berghain). To tylko wierzchołek góry lodowej, w Holandii pojawiły się same 'jokery’ wspomagane świeżymi, nieustępującymi talentem artystami.

Dość dziwna wpadka wydarzyła się na samym początku imprezy, bowiem równo z otwarciem bram swojego seta rozpoczynał Tommy Four Seven. Od tej pory na szczęście wszystko przebiegało perfekcyjnie, z każdą minutą było coraz lepiej, o początkowej wpadce trzeba było szybko zapomnieć, bo właśnie ruszała potężna machina o nazwie Time Warp, czasu na rozczulania zatem nie było. Na stonowanym nagłośnieniu zaprezentowało się jedno z najgłośniejszych nazwisk w 2011, Tommy Four Seven tak jak przypuszczałem nic sobie z tego nie zrobił, grając głównie sztosy ze swojej najnowszej płyty „Primate”. Zmieniający go Steve Rachmad, absolutna legenda holenderskiej sceny, zagrał nieco wolniej, klimatyczniej, stawiając na nieco bardziej wymagające dźwięki niż jego poprzednik.

Fot. Kevin Diederen

Po wielowarstwowym secie Rachmada przyszła kolej na najbardziej wyczekiwane przeze mnie dwa nazwiska, czyli artyści, z których muzyką identyfikuje się obecnie najbardziej. Klock i Dettmann na Time Warp to spora niespodzianka, zwłaszcza, że panowie gustują w nieco innych typach imprez, ich występy na większych festiwalach w ciągu roku można policzyć na palcach jednej ręki. Time Warp to jednak magnez, również dla dj’ów, dla których granie na tym evencie to nie lada gratka – wielu z nich wspomina w wywiadach, że to najlepsza produkcja w jakiej uczestniczyli w życiu. W setach Bena i Marcela zabrakło typowych dla nich mrocznych, betonowych, monumentalnych dźwięków ustępując bardziej tanecznym, acidowym kawałkom. Najczęściej granym trackiem imprezy okazał się „Duel” Dettmanna, osobiście słyszałem go pięć razy, nie schodząc praktycznie z drugiego flooru. Stale przedzierający się vibe starej szkoły u obu panów spisał się doskonale na parkiecie imprezy stawiającej sobie za priorytet wyznaczanie nowych trendów – kontrast idealny, już zacieram ręce na kolejne spotkani z tymi panami, tym razem w Mannheim.

Łącznikiem między nimi a najmocniejszym graniem na Time Warp został Paul Ritch, który pomimo wielokrotnego grania w Berghain nie za bardzo pasował w układance na drugiej scenie. Chwila oddechu jednak wszystkim dobrze zrobiła, Ritch zagrał najbardziej skocznego seta jakiego słyszałem tej nocy, hala oszalała, wszyscy tańczyli, ten live-act mógł się nigdy nie kończyć. Największa obecnie postać  sceny Techno – Chris Liebing, stały bywalec Time Warp, podobnie jak od kilku lat, stale nie schodząc z najwyższego poziomu swoich setów, niczym nowym nie zaskoczył, ponownie udowadniając, że ciężko znaleźć równie dobrego dj’a od niego. Klasa sama w sobie, maksymalne zaangażowanie w to co robi, z ciągłą radością z grania zaprezentował seta, który z uśmiechem miał mało wspólnego. Mrocznie, głęboko z maksymalną dawką basu – zestaw ten sprawdza się u niego od lat, rozwalając każdy parkiet na którym się pojawi.

Ostatnie momenty imprezy to najintensywniejsze chwile jakie przeżyłem na Time Warp, ogółem na masowych imprezach a może i w całym życiu. Występ Richiego Hawtina to najbardziej szalona rzecz jaką widziałem do tej pory na parkiecie. Kontrast totalny do tego czego przyzwyczaił nas ostatnimi czasy – całkowicie rezygnując z usług Demirela, wspomagając się kilkoma światłami i rozbłyskiem stroboskopów raz na kilka minut udowodnił, że bez wizualnych efektów, skupiając się wyłącznie na dźwięku jest w stanie wypaść lepiej, niż z całą gamą dodatków nie związanych z muzyką. Podkręcony do granic możliwości bas wywracał wnętrzności do góry nogami, tak pompującego Ryśka nie słyszałem jeszcze w życiu, Techno z jego rąk to coś, w czym sprawdził się doskonale. Dodatkowo na jego występie widziałem największą rozpustę wśród uczestników jaką spotkałem do tej pory, bez krępactwa praktycznie każdy z ochroniarzami włącznie w totalnej ciemności oddawał się hedonizmowi, w połączeniu z morderczym setem Hawtina skojarzenia z sodomą i gomorą były jak najbardziej na miejscu. Ciężko było się stamtąd wydostać.

Time Warp zakończył się nieco ponad tydzień temu, jednak emocje i wydarzenia z nim związane pozostają wciąż żywe. Muzyczne katharsis w fuzji z tajemniczą mocą Holandii nie pozostawiło wątpliwości, że wypad na tą edycję Time Warp to najlepszy imprezowy pomysł na zakończenie roku z przytupem. Edycja inna od tej w Mannheim, na pewno nie gorsza – nie ma co porównywać, obecność na tej imprezie w obu krajach stało się od 10 grudnia obowiązkiem. Byle do 31 marca!

Foto główne: Baber Raja

Tekst: Paweł Chałupa
















Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →