’W Katowicach wiedzą jak robić dobry festiwal’ – relacja z Tauron Nowa Muzyka 2017

Relacja

Przypominamy sobie najważniejsze i najciekawsze momenty festiwalu Tauron Nowa Muzyka w Katowicach, który odbył się w miniony weekend.

Na tegorocznego „Taurona” dotarliśmy w piątek przed 22, jednak przy głównym wejściu okazało się, że akredytacje są wydawane tym razem na tyłach budynku MCK, przez co musieliśmy obejść ponownie cały teren festiwalu, no ale jak wiadomo kto nie ma w głowie, ten ma w nogach…
Skoro już weszliśmy na teren festiwalu tylnymi drzwiami, postanowiliśmy zajrzeć na Scenę Miasta Muzyki, gdzie akurat trwał koncert Cat Power. Mimo intrygującego występu amerykańskiej wokalistki i multiinstrumentalistki, szybko opuściliśmy halę i wyruszyliśmy w kierunku usytuowanych na zewnątrz scen. Po króciutkim przystanku w strefie gastro trafiliśmy na scenę Carbon Neutral, gdzie wraz z towarzyszącym mu basistą oraz bębniarzem szalał już Romare. Dźwięki młodego Brytyjczyka przy akompaniamencie rytmów wybijanych na bębnach idealnie wprowadzały w nastrój festiwalowy, jednak tu również nie mogliśmy zbyt długo zabawić, gdyż już na 23 w namiocie Red Bull Music Academy zaplanowany był występ, z którym wiązaliśmy chyba największe oczekiwania. Zwłaszcza, że z różnych przyczyn od nas niezależnych już trzy razy z rzędu nie dane nam było zobaczyć ich na żywo…
Mowa oczywiście o legendarnym electro-duo z Detroit – Aux 88! No i po trzech nutkach już było wiadomo, że był to trafny wybór. Keith Tucker & Tommy Hamilton odziani w kombinezony kojarzące się z Motor City od samego początku mieli w garści zgromadzony pod sceną tłum, dorzucając co rusz kolejne klasyki ze swej 25-letniej twórczości.  „We Are The Future”, „My A.U.X. Mind”, „Medicine”, „Play It Loud”, „I Need To Freak”, „Space Satellites” czy „Electrotechno” to tylko kilka przykładów jak ponadczasowa jest ich niepowtarzalna mieszanka electro i detroit techno. Rozgrzana do czerwoności publiczność nie dawała panom skończyć, domagając się bisu, więc na koniec zafundowali nam jeszcze filterhousową improwizację w stylu wczesnego Thomasa Bangaltera, po czym zebrali zasłużone brawa i zeszli ze sceny.

Aux 88
Obawiałem się trochę dalszych losów sceny RBMA, ale jak się szybko okazało, kompletnie niepotrzebnie. Mimo sporej zmiany klimatu z jakim wiązał się występ Shackletona, licznie zgromadzona publika dała się od razu wciągnąć w mistyczny świat jego produkcji. Jego szamańska, połamana i plemienna muzyka ewoluuje w różnych kierunkach, jednak zawsze czuć niepowtarzalny styl tego wyjątkowego artysty.
Następnie wróciliśmy na Carbon Neutral, gdzie akurat Mall Grab, ku uciesze zgromadzonych, przeplatał klimatyczny house z oldskoolowym hiphopem. Zagrał też m.in. swój zeszłoroczny hit „I’ve Always Liked Grime” i sporo świeżego house’u. Odpoczywając na pobliskich leżaczkach słyszeliśmy jeszcze część seta Palms Trax, który jednak kompletnie nie przypadł nam do gustu, więc udaliśmy się w dalsza drogę i mimo szczerych chęci dotarcia na scenę T-Mobile Electronic Beats, gdzie właśnie grali legendarni Porter Ricks, wybraliśmy ostatecznie krótszą drogę z powrotem na scenę RBMA na ostatnie podrygi.

Nazira
Oprócz odległości przemawiał za tym również fakt, iż scena Electronic Beats mieściła się również w budynku MCK, co – jak zgodnie stwierdziliśmy – średnio pasuje nam do idei letniego festiwalu, zwłaszcza o wschodzie słońca i na tak pięknym terenie, jakim jest była kopalnia „Katowice”… Tak więc ostatnie podrygi zafundowały nam Avalon Emerson oraz Dr. Rubinstein, która swoją acidowo-rave’ową techno mieszanką tak idealnie wpasowała się w postindustrialny klimat, że zgromadzona publiczność długo nie dawała za wygraną, gdy nadszedł czas by kończyć, a Pani Doktor miała łzy w oczach 😉
Słoneczny poranek i dopisujące wszystkim humory sprawiły, że udaliśmy się jeszcze na godzinkę do Fabryki Porcelany na oficjalny after, który jednak ze względu na sporą odległość od terenu festiwalowego nie zgromadził zbyt dużo ludzi. A szkoda, bo miejsce ma super potencjał, a Urloop i Sept dawali radę za gramofonami.
W sobotę z uwagi na potrzebę regeneracji sił dotarliśmy na festiwal dopiero przed północą, więc bez chwili zastanowienia udaliśmy się znów na scenę RBMA, by nie przegapić Luke’a Viberta. Ten jak zawsze schowany za ekranem laptopa zaczął stosunkowo wolnymi breakbeatami i acidem, lecz konsekwentnie przyspieszając w połowie seta dotarł już do klasycznych brytyjskich klimatów, rave’owych klasyków typu „LFO „LFO” czy The Prodigy „Your Love”. Nawet przymusowa przerwa spowodowana awarią prądu nie zdołała zepsuć warehouse’owego klimatu jaki panował wówczas w namiocie. Po kilku kolejnych klasykach (m.in. Human Resource „Dominator”) Luke zebrał zasłużony aplauz i udaliśmy się gromadką do baru przy scenie Carbon Neutral. Tam z każdą chwilą coraz bardziej zaczęły nas porywać eksperymentalne dźwięki płynące z głośników i szybko postanowiliśmy udać się w stronę danceflooru. Jak się po chwili okazało, grała tam właśnie Nazira, DJ’ka pochodząca z Kazachstanu. Uwielbiam takie sytuacje na festiwalach, kiedy bez zbędnego planowania poznajemy nowych artystów. Muzycznie Nazira wstrzeliła się idealnie w nasze gusta mieszanką acidu, techno i electro, więc nikomu nie przeszło nawet przez myśl, żeby nie zostać do końca jej seta. Później dowiedziałem się, że Nazira zagrała jeszcze w piątek gościnnie z Princess Nokia, co również pokazuje jak szerokie ma horyzonty.

Ho99o9
Kolejny przystanek – znowu scena RBMA, gdzie już od godziny grała legenda holenderskiej sceny – I-F. Jego różnorodny styl mixowania nie wszystkim przypadł do gustu, jednak ci co lubią takie granie (wliczając w to autora), nie mieli czego żałować. Italo-Disco, Electro, Techno, EBM i wszystko podane w fachowy sposób. Następnie, znów wskutek przypadkowego splotu zdarzeń, miałem okazję doświadczyć wyjątkowego występu zespołu, o którego istnieniu nie miałem pojęcia, a na pewno zagłębię temat po tym co zobaczyłem! Ho99o9 (czyt. Horror), bo o nich mowa, to sceniczne zwierzęta mieszające punk, hardcore, rap i elektronikę. Energia jaką wypełnili namiot podczas swojego koncertu na długo pozostanie wszystkim w pamięci! Zwłaszcza, że nagłośnienie, które podczas wcześniejszych wizyt na scenie Carbon Neutral grało poprawnie, ale bez szału, nagle brzmiało nieporównywalnie głośniej i „tłuściej”. Utwory HC/punk przeplatali psychodeliczną elektroniką i rapem w stylu horrorcore. Publiczność szalała, a ja nie mogłem przestać się uśmiechać widząc co się dzieje na scenie i namiocie, w którym jeszcze kilka godzin wcześniej wszystko było grzeczne i poukładane. Niech podsumowaniem ich występu będą pozdrowienia jakie do publiczności skierował pod koniec występu jeden z wokalistów: Fuck me & Fuck you too. I love you! 🙂

Kenny Larkin
Następnie wybrałem się ostatni raz do namiotu RBMA, by dać się oczarować kolejnemu szamanowi, jakim niewątpliwie jest Lucy. Grał tajemniczo i bardzo wciągająco, ale niestety powoli zaczynało brakować sił, więc po jakimś czasie postanowiliśmy zajrzeć na scenę T-Mobile Electronic Beats, gdzie właśnie grał Kenny Larkin. Sala nie była nawet w połowie wypełniona, ale za to nagłośnienie było potężne i bardzo basowe, a Kenny wiedział jak to wykorzystać, serwując kolejne tech-house’owe bangery. Gdy zapaliły się światła i ucichła muzyka udaliśmy się na pożegnalne piwko koło namiotu, który od godziny 4:00 we władanie dostał Michael Mayer. Podobno impreza trwała do 9:00, ale dla nas było to już idealne zakończenie drugiego dnia festiwalu i powolutkim krokiem udaliśmy się na spoczynek.

Park Boguckiego
Z powodu nieogarnięcia zawczasu transportu koleją, udało nam się w niedzielne popołudnie dotrzeć jeszcze do Parku Boguckiego, gdzie usytuowana była ambientowa scena. Kolejny przypadek i znowu jakże przyjemny! Sceneria idealna na niedzielny chill, nagłośnienie na bardzo wysokim poziomie i do tego akurat Lucy zaczął swój okołoambientowy set – czego chcieć więcej… Piszę okołoambientowy, ponieważ motywem przewodnim był jednak bardziej dubowy, plemienny puls niż czysto ambientowe granie, ale było to idealne zakończenie naszej przygody z tegorocznym Tauronem!
Podsumowując:
– w Katowicach wiedzą jak robić dobry festiwal;
– bardzo cieszy coraz bardziej wyraźny powrót klasycznego electro, którego jestem wielkim fanem;
– trudno będzie mnie przekonać do spędzania czasu w zamkniętym pomieszczeniu jakim jest budynek MCK podczas letniego festiwalu;
– trochę żałuje występów Porter Ricks & Sotei, bo słyszałem wiele pozytywnych opinii, ale taki urok festiwali;
– wrócimy za rok!
Tekst: Filip 'Feelaz’ Weymann


Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →