Rezydent berlińskiego Club der Visionäre, Sander Baan, w Poznaniu – WYWIAD

Wywiad

28 października w poznańskim klubie Projekt LAB zagra człowiek wręcz zrośnięty z berlińskim Club der Visionäre, założyciel ekipy Die Holländer, labelu Rotate i przede wszystkim DJ z niecodzienną selekcją - Sander Baan. Zamieniliśmy z nim kilka zdań.

Holender Sander Baan zaczynał swoją muzyczną działalność chyba w idealnym momencie – około 1989 roku, kiedy rewolucja związana z muzyką house i techno wisiała w powietrzu. Początkowo kultywując i popularyzując muzykę w rodzinnej Hadze, rozpoczął cykl imprez Phonocult, który w niedługim czasie przekształcił się w label o tej samej nazwie. W tym samym czasie po raz pierwszy przejął stery Club der Visionäre i tak zaczęła się wieloletnia miłość z małym klubem nad Szprewą, która trwa do dziś. Obecnie trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie tego miejsca bez dwóch kultowych już cyklów Sandera – Rotate oraz Die Holländer.
Liczymy, że Sander przywieje do Poznania atmosferę Wizjonerów, ale zanim to nastąpi, Holender odpowiedział na kilka naszych pytań.

SANDER BAAN (CLUB DER VISIONÄRE / BERLIN) – WYWIAD

Jak wspominasz swoje muzyczne początki w Hadze?  Kto wtedy zaszczepił w Tobie miłość do muzyki 4/4?
Właściwie to moja droga zaczęła się wcześniej, bo już od 1989 r. w Goudzie, gdzie się urodziłem. W 2002 r. przeniosłem się właśnie do Hagi i zacząłem tam grać, a w końcu organizować imprezy w mieście i na tamtejszej plaży.
Bardziej Ci wtedy leżała estetyka Chicago house czy ekipy z Detroit?
Kombinacja ich obu, ale zawsze house był mi bliższy.
Kiedy zacząłeś bardziej zwracać się w kierunku brzmień minimalistycznych?
To się wydarzyło właśnie po przeprowadzce do Hagi, w 2002 r.
Wiele mówi się o berlińskich klubach, które nie są już takie jak „kiedyś”. Zyskują popularność u jednych, jednocześnie tracąc atrakcyjność w oczach drugich. Czy według Ciebie tak faktycznie się dzieje i jest zagrożenie dla autentyczności tych miejsc? Czy to tylko narzekanie przewrażliwionych malkontentów i nie ma się czego obawiać? Mówię tu o Watergate, Tresorze i Berghain. Twoją dziuplą jest Club der Visionäre, masz jakieś obawy, że dojdzie do momentu, w którym to miejsce straci swój niewątpliwy urok?
Każdego roku do Berlina przyjeżdża coraz więcej turystów, ponieważ to miasto staje się coraz popularniejsze i uznawane za najlepszą stolicę na świecie, jeśli chodzi o muzykę elektroniczną. Wpływa to na kluby, ale nie tylko w zły sposób. Cały czas możesz poczuć tę samą energię co dziesięć lat temu, tylko z większą ilością ludzi. Podejrzewam, że niektórzy wolą bardziej intymne, mniejsze imprezy, gdzie publika jest mniej liczna. Więcej ludzi to także wyższe ceny na barze i wejścia. Teraz Berlin jest moją codziennością, ponieważ tu żyję i przyzwyczaiłem się do tego co mnie otacza, dlatego porównywanie tego z przyjeżdżaniem tu na weekend, co miało miejsce 10 lat temu, nie jest zbyt sensowne.
Jeżeli jesteśmy przy Wizjonerach, jak tam trafiłeś? Nie zapytam dlaczego pozostałeś, bo to oczywiste 🙂
Dwanaście lat temu odwiedziłem Berlin po raz pierwszy i podczas tych dni wiele razy       kończyłem w Club der Visionäre (którego wcześniej nie znałem) po imprezach w innych klubach. Poznałem wtedy mnóstwo ludzi, w tym właściciela. Rok później zrobiłem tam pierwszą trwającą 48-godzin i zakończoną na łódce imprezę z bardzo holenderskim line up’em. Ten weekend pozostanie wyryty w mojej pamięci przez resztę mojego życia. Po tym wydarzeniu wspólne granie z Makcim i Just Pete stały się coroczną tradycją, a w efekcie dotarło to do punktu, w którym jesteśmy teraz.
Wracając jeszcze na chwilę do utraty atmosfery. Wielokrotnie byłeś zapraszany przez tINI na cykl tINI and the gang na Ibizie. W tym roku skutecznie „wykurzono” imprezę z plaży. Dla wielu osób była to jedna z nielicznych tratw undergroundu i dobrego smaku na tej wyspie. Z drugiej strony bardziej komercyjne kluby goni afera za aferą. Co się tam do cholery dzieje?
Nie jestem jakoś specjalnie zaangażowany w to co dzieje się na Ibizie, dlatego trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. To skandal, że imprezy na plaży nie mogą dalej się odbywać, ale tINI znalazła świetną alternatywę w klubie Underground. Jak do tej pory jest to moja ulubiona miejscówka na wyspie, a granie tam sprawia mi wielką radość.
Mimo wielu zawirowań w świecie klubowym, jedna rzecz pozostaje niezmienna – Twoja świetna selekcja! Zarówno przy setach z 2011-12 r. jak i tych nowszych czuję, że to jest cały czas TO. Nie wiem czy to nie tajemnica, ale w jakich sklepach się zaopatrujesz?
Płyty kupuję od 1989 roku, więc zdążyłem już zbudować niezłą kolekcję przez te wszystkie lata. Teraz kupuję wszędzie – Discogs, sklepy w Berlinie i zagranicą. Decyduję się na płyty, na których zawarta jest po prostu dobra muzyka. Zawsze szukam podobnej energii i atmosfery w utworach, a styl jest dla mnie mniej istotny.
Czy w najbliższym czasie sami będziemy mogli się do nich wybrać i kupić coś by Sander Baan?
Tak! Przez ostatnie lata byłem bardzo zaangażowany w “próby” tworzenia muzyki i zainwestowałem sporo pieniędzy w sprzęt, aż w końcu dotarłem do punktu, kiedy jestem zadowolony z tego co tworzę. Jedno wydawnictwo ukaże się nakładem zaprzyjaźnionego hiszpańskiego labelu na przełomie stycznia i lutego, a kolejne są w planach. Byłoby świetnie gdyby w 2017 roku ukazały się 3-4 EP-ki.
Jacy artyści aktualnie wywierają na Tobie największe wrażenie?
Trudno jest mi wymienić tylko kilku, bo jest ich naprawdę wielu.
Kiedyś powiedziałeś, że jeśli ktoś przyłapie Cię jak śpisz na kanapie w klubie, ma włączyć ten utwór Global Communication – The Way (Secret Ingredients Mix), ponieważ najlepiej Cię rozbudza. Przy jakich utworach w takim razie najlepiej zasypiasz?
Najlepszym soundtrackiem do zasypiania jest CISZA! Aha i ja nie zasypiam w klubach!
Rozmawiała: Karolina Jakubowska



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →