Muno.pl Podcast 30 – Pezzner

Podcast

Naszym podcastom stuknęła trzydziestka. Z tej okazji Dave Pezzner przygotował specjalny live act oraz opowiedział o deszczowym Seattle, miłości do deep house’u oraz swoich muzycznych eksperymentach. Jednym słowem, urodziny w doborowym towarzystwie!

Wydawać by się mogło, że Dave Pezzner jest nową postacią na scenie muzyki elektronicznej. Światową sławę  przyniósł mu wydany w 2010 roku debiutancki album „The Tracks Are Alive”. Ukazał się on nakładem labela Freerange Records, u boku którego artysta wyrastał na uznanego artystę z kręgu deep house. W między czasie jego produkcje wydawane były również nakładem takich oficyn, jak Om Records, Urbantorque, Mothership oraz Ghostly International.
Przygoda z muzyką elektroniczną dla Pezznera zaczęła się blisko 20 lat temu. Przez wiele lat wraz z Bobem Hansenem tworzył duet Jacob London grając i wydając muzykę z kręgu house i elektro. Dziś brzmienie Pezznera jest bardziej dojrzałe i wyważone lecz nie pozbawione artyzmu oraz eksperymentatorskiego zacięcia.
Dave Pezzner opowiedział nam o deszczowym Seattle oraz tamtejszej scenie muzyki elektronicznej. Zdradził sekrety swojej miłości do muzyki deep house oraz skłonności do muzycznych eksperymentów. Poznaliśmy kulisy jego współpracy z Bobem Hansenem oraz pracy nad debiutanckim albumem. Wiemy również co nieco o zbliżających się projektach…
15 sierpnia ukaże się nakładem RebelLION najnowsza epka Pezznera zatytułowana „One More”. Tymczasem już dziś zapraszamy was do zapoznania się z twórczością artysty i odsłuchu Muno.pl Podcast 30 mixed by Pezzner!


Muno Podcast 30 – Pezzner by muno.fm

WYWIAD: PEZZNER (Seattle)

Czy to prawda, że w Seattle zawsze pada? Słyszałam, że niebo zachmurzone jest tam przez 294 dni w roku…
Taak, słyszałem już kiedyś o tym. Zapewne wpływ ma na to panujący tu klimat oceaniczny…

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Seattle zdobyło reputację muzycznego miasta dzięki grunge’owi. Sean Horton, współtwórca Decibel Festival, mówiąc o scenie muzyki elektronicznej, określił Seattle jako „mniej zmotywowane”. Pracujesz i mieszkasz w Seattle. Czy mógłbyś powiedzieć nam coś o tamtejszej scenie?
Któregoś dnia rozmawiałem z synem o Modest Mouse, które narobiło sporo zamieszania w 2003 roku. Poza tym ciężko było mi sobie przypomnieć ostatnie wielkie muzyczne zjawiska w Seattle. Staraliśmy się zgadnąć co lub kto może znowu wstrząsnąć Seattle. Miasto ma bowiem potężną muzyczną historię, którą tworzą Jimi Hendrix, Ray Charles, Quincy Jones oraz cały grunge. Ale teraz jest cicho.
Jeśli chodzi o scenę muzyki elektronicznej, to mieliśmy Bruno Pronsato, Camea i Jeffa Samuela, którzy przenieśli się do Europy. Mamy także wielu artystów, którzy na poważnie zajmują się muzyką elektroniczną tutaj na miejscu, ale nie jest to też ich jedyne zajęcie. Z tego co wiem, jestem jedyny, który jest na tyle szalony aby zdecydować się na życie z produkcji muzyki. Ale nie powiedziałbym też, że jestem bardziej zmotywowany niż inni.
Nasza scena jest maleńka i właściwie wszyscy się znają. Sprawia to, że odbywają się wspaniałe imprezy, a ponieważ bardzo kochamy naszych lokalnych dj’ów, nie bardzo chce nam się wyjeżdżać z miasta w poszukiwaniu dobrej zabawy. Mamy tu naprawdę wielkie talenty.
Przez wiele lat grałeś jako dj w duecie Jacob London. Co sprawiło, że postanowiłeś grać wyłącznie live?
Kiedy postanowiłem, że pełnoetatowo zajmę się tworzeniem muzyki, wiedziałem że zdobycie agenta oraz bookingi będzie odgrywało kluczową rolę w mojej karierze. Żeby sprzedać siebie jako wykonawcę, musiałem zaoferować coś co byłoby naprawdę unikatowe. Wtedy myślisz sobie, że wszyscy ci ludzie, którzy kupują twoją muzykę są dj’ami, że większość ludzi która przychodzi na twoje imprezy i zna twoją muzykę też jest dj’ami i zastanawiasz się, dlaczego ty też masz być dj’em. My wszyscy jesteśmy tutaj dj’ami, ty, ja, nawet barman jest dj’em w wolnym czasie! Potrzebowałem coś co oddzieliłoby mnie od reszty, co pozwoliłoby mi zaintrygować promotorów tak aby chcieli mnie bookować, coś dzięki czemu mógłbym zdobyć agenta, który chciałby mnie reprezentować i wreszcie żebym mógł zniewolić i inspirować swoją muzyką publiczność. Więc usiadłem i zacząłem pracować nad tym aby móc występować live. Była to trochę taka”robota głupiego”, ponieważ niewielu artystów deep house gra obecnie live.
Wydajesz muzykę pod swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem od trzech lat. Czy miało miejsce jakiś konkretne wydarzenie, które zainspirowało cię do tego aby zwrócić się w stronę brzmień deep house?
Zawsze kochałem deep house. Nawet gdy jako Jacob London produkowaliśmy szalone i wykręcone elektro, ja przychodziłem do domu i siedziałem nad swoimi deepowymi kawałkami. Nie byłem jednak pewny co dalej z tym brzmieniem zrobić. Chciałem wnieść swoje deepowe i housowe pomysły do naszych wspólnych projektów tworzonych z Bobem, ale koniec końców nigdy nie pasowały do całości. Poza tym deep house nigdy nie poruszał Boba w takim stopniu jak mnie. Bob wiele razy sugerował, że może powinienem wydawać tę muzykę w ramach oddzielnego projektu, i po tym jak rzuciłem pracę, postanowiłem to zrobić.
Czy myślisz o powołaniu do życia kolejnych projektów, w których będziesz eksperymentować i pracować z nowymi brzmieniami?
Hmm… Tak, mam cały czas pomysły na nowe eksperymenty. Wczoraj skonstruowałem huśtawkę dla mojej małej córeczki z podłączonymi mikrofonami. Rozbujałem huśtawkę do granic możliwości i nagrywałem dźwięk przez jakieś 10 minut. To było niesamowite! Marzę również o tym aby komponować bardziej ambientowe kawałki dla instalacji multimedialnych. Słyszę rytm i muzykę we wszystkim i czasem chciałbym zamknąć je w butelce i wziąć ze sobą do domu.
Czy twoje podejście do produkcji muzyki zmieniło się odkąd przesiadujesz sam w studio?
Staram się aby tak było. Tak. Myślę, że najlepiej zmieniać podejście tak często jak to tylko jest możliwe. W innym razie będziesz cały czas robić ten sam utwór.
Bardzo lubię twój album “The Tracks are alive”, szczególnie ze względu na jego tytuł. Dla mnie to zdanie jest niejako przedłużeniem myśli „Muzyka zaczyna się tam, gdzie kończą się słowa”…
Oto właśnie chodzi. Poza tym to stwierdzenie dotyczy każdego osobnego utworu. Kiedy tworzyłem ten album, myślałem o tym aby tchnąć życie w każdy kawałek poprzez zrobienie dla niego czegoś żywego. Tak więc na przykład, jeśli będziesz z uwagą słuchać któregoś z utworów i skupiać się tylko na jednym elemencie- powiedzmy hi-hatach, zauważysz, że one subtelnie „oddychają” ponieważ poziom głośności zawsze się waha o kilka decybeli, bardzo delikatnie poruszają się w przestrzeni pogłosu, a jednocześnie ich rozkład powoli się otwiera i zamyka. Zauważysz nasycenie szczegółami, które stymuluje intensywność aranżacji. Mój album jest dosłownie zalany subtelnymi niuansami, a moją intencją było tchnienie w każdy utwór życia.
Rozpocząłeś pracę nad swoim drugim albumem. Czy planujesz wydanie go nakładem Freerange Records? Czy inaczej przebiega praca nad drugim albumem?
Tak, moim następnym projektem jest LP dla Freerange i myślę, że usłyszymy na nim pewną ewolucję mojego brzmienia. Zamierzam opowiedzieć więcej historii i wnieść bardziej jednolite brzmienie do ogólnej produkcji. Usłyszymy również efekty współpracy z innymi artystami.
Czy możesz nam zdradzić swoje plany na najbliższy czas?
Z wielką radością zapowiadam moje pierwsze wydawnictwo dla RebelLION sub-labelu Crosstown Records. Winyl już się ukazał, a wersja cyfrowa będzie dostępna 15 sierpnia. Zawiera ona 4 utwory. Każda z nich jest efektem współpracy z bardzo utalentowanym wokalistą – Gryffyn.
Czy możesz powiedzieć coś więcej o nagranym przez ciebie mixie?
To jest mój live więc wszystkie utwory w mixie są moimi oryginalnymi pracami. Nagrałem go w moim studiu w Seattle i jest on mniej więcej tym co możecie usłyszeć przychodząc na mój występ.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Magda Nowicka Chomsk


Muno Podcast 30 – Pezzner by muno.fm



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →