Audioriver Festival 2014 – relacja Muno.pl

Relacja

Tydzień temu w redakcyjnym zaciszu Muno.pl spotkało się trzech naszych dziennikarzy. Paweł Chałupa i Piotr Lenda opowiedzieli o swoich przeżyciach na festiwalu Audioriver Magdzie Nowickiej Chomsk. Rozmowa ta przerodziła się w ciekawą i wyczerpującą relację, którą możecie już dziś przeczytać na łamach naszego portalu.

Rozmówców jest trzech. Uczestników wydarzenia dwóch. Swoimi wrażeniami z festiwalu dzielą się bardzo chętnie, opowiadając o ich zdaniem najbardziej udanych i elektryzujących występach, swoich muzycznych odkryciach oraz ogólnie panującej na festiwalu atmosferze. Taki był Audioriver 2014 oczami redaktorów Muno.pl!

Zapraszamy do obejrzenia naszej fotorelacji z Audioriver Festival 2014:

DZIEŃ 1
DZIEŃ 2
SUN/DAY

AUDIORIVER 2014 RELACJA/WYWIAD:

W którym momencie poczuliście, że oto festiwal Audioriver 2014 właśnie się rozpoczął?
Piotr Lenda: Na pewno nie poczułem tego wjeżdżając do deszczowego Płocka  i błądząc taksówką  po mieście w poszukiwaniu zbawiennej drogi na plażę. Jednak momentem tym nazwałbym już pojawianie się pierwszych odcisków przy transportowaniu bagaży na Audiopole. Wiesz… gdy 40 kilogramowy bagaż zaczyna coraz bardziej doskwierać, gdy modlisz się, żeby słońce dało ci już spokój, wtedy słyszysz pierwsze dźwięki z Audiopola i już wiesz, że to tutaj!  Dla mnie wtedy festiwal się rozpoczyna, kiedy – co roku idąc tą samą trasą – klimat i pierwsze dźwięki muskają powietrze.
Paweł Chałupa: Od czterech lat funduje sobie dwa weekendy śmierci pod rząd, czyli poprzedzający niemiecki Melt! Festival no i cztery dni później Audioriver. Z planety Ferropolis na ziemię wracam około czwartku, także apogeum podjarki płockim festiwalem wypada na dzień jego rozpoczęcia. Swoją drogą to już nie te czasy, kiedy nakręcało się na dany event na kilka tygodni przed startem – problemy ze snem, setki filmików na youtube itp. To były czasy!;) Tak czy owak – kiedy już przychodzi TEN dzień, feeling nadal pozostaje na ekstremalnie wysokich obrotach.
Przyjechaliście z gotowym planem i harmonogramem, czy działaliście totalnie spontanicznie?  Na występach jakich artystów zależało wam najbardziej?
Paweł: Z doświadczenia wiem, że najlepiej zaplanowany rozkład jazdy zawsze bierze w którymś momencie szlag. To jest festiwal, tutaj musi coś pójść nie tak. Z perspektywy czasu wiem jednak, iż odpuszczenie występu kogoś na kim mi zależało nie koniecznie musi uchodzić za porażkę. Na Audioriver pojechałem usłyszeć Zeitgeber – dostałem, co chciałem – z nawiązką.
Piotr: U mnie w tym roku wszystko przebiegło bardziej spontanicznie niż zwykle. Było kilka dylematów, pokrywało mi się kilku „must see”, dlatego byłem przygotowany na bieganie między scenami. Na początku odrzuciłem scenę Hybrid, najwięcej nadziei na muzyczne uniesienia upartywałem zaś w Wide Stage i Circusie. „Gps-a” ustawiłem na Dj Koze, Zeitbegera, LTJ Bukem’a oraz Special Request.
Headlinerzy czy mniej znani artyści? Kto z nich w tym roku okazał się lepszy?
Paweł: Nazwy z pierwszej linijki na plakacie to headlinerzy z oczywistych względów, lecz moje muzyczne preferencje wypatrują gwiazd na dalszym planie. Pretty Lights czy Trentemøller to wspaniałe zespoły, jednak taką muzykę zostawiam sobie do odsłuchu w domowym zaciszu. Ciężko mi stwierdzić, kto był w tym roku lepszy – moi headlinerzy spisali się na medal.
Piotr: Trzeba by najpierw rozwinąć pojęcie headlinera. Dla jednych headlinerem będzie Booka Shade, dla innych Dj Koze, ale według mnie jedynym prawdziwym hedalinerem na tym festiwalu był właśnie Trentemøller. Duńska gwiazda dała świetny popis, tak samo wspomniany Dj Koze, ale trzeba przyznać, że ostatnio to mniej znani artyści ratują muzycznie ten festiwal. Piękny, refleksyjny set LTJ Bukem, tony basu od Special Request czy surowica Zeitgeber’a dały sporo pozytywnych emocji.
Jakie więc są wasze największe muzyczne odkrycia?
Paweł: Mind Against! Od kilku lat zauważam tendencję, że występ pierwszej piątkowej gwiazdy w Circus Tent zawsze odbija się szerokim echem. Steffi, Alex Picone, Robag Wruhme, Christian Smith – to jedne z najlepszych występów w historii Audioriver. Tym razem było podobnie, goście mają mega flow, będzie o nich jeszcze głośno.
Piotr: Jeśli miałbym wskazać odkrycie, a zarazem swój numer jeden imprezy, byłby to wspomniany już LTJ Bukem. Facet pokazał kawał muzycznej historii, zakropił to dawką niesamowitego jazzującego klimatu, pięknych wokali, a bisy były tylko formalnością
Waszym zdaniem najbardziej elektryzujące występy…
Paweł: Bez sekundy namysłu – Zeitgeber. Speedy J to gość, za którym jeżdżę po Europie. Kwietniowy występ Jochema w kolaboracji z Liebingiem jako Collabs 3000 w Melkweg to prawdopodobnie najlepszy techno gig, jaki słyszałem w życiu. Lucy to następny artysta, z którym występuje Holender, kolejny dj o obłędnych umiejętnościach technicznych. To musiało się udać – rozwalające wkręty od Speedy J w akompaniamencie z bardziej wysublimowanym techno od Lucy. Najbardziej podniecające było to, że był ich to dopiero piąty wspólny występ. Audioriver obok Berghain, Trouw i Awakenings. Szacun.
Piotr: Moje najbardziej elektryzujące występy, to te których nie mogłem wysłuchać do końca. Dj Koze, który zabawił się w szamana i porwał cały cyrk, później ze zwykłej ciekawości zamieniłem na tech step’ową jatkę, jaką urządzili na Main Stage Phace & Misantrop. O ile pierwszy set był nieprzewidywalny, eksperymentalny, pełen smakowitych, wcześniej nie wydanych utworów, o tyle drugi nie dał nawet na chwile odpocząć, wręcz przynudzając w drugiej połowie seta „plastikowym” dropem. Żałowałem, że nie zostałem w cyrku na Koze, ale wciąż miałem nadzieję, że panowie od neurofunków wreszcie się obudzą i postawią na bardziej „pływające” granie…
Czy jest artysta, którego występ wzbudził najwięcej kontrowersji  dzieląc publiczność na przeciwników i zwolenników?
Paweł: Booka Shade wydali mi się mocno odgrzanym kotletem w szeregach świeżego, tegorocznego line-upu. Byłem przeciwnikiem ich koncertu, nie pasowali mi tam i generalnie postawiłem na nich krzyżyk w dniu ogłoszenia ich gigu. Co się okazało? To były najmagiczniejsze chwile, jakie spędziłem na skarpie w mojej 6 letniej historii Audioriver. Performance zapierał dech w piersiach, muzycznie to był nieopisany, magiczny odlot. Czegoś takiego na mainie jeszcze nie widziałem i nie słyszałem. Ciepłe dźwięki w fuzji z mocarnym nagłośnieniem przeniosły mnie na chwilę w inny, lepszy świat. To niesamowite, pozycja w składzie której byłem pewien, że nawet nie usłyszę w drodze po piwo okazała się moim największym festiwalowym odkryciem. Za to kocham Audioriver!
Moment, którego nigdy nie zapomnicie. Albo momenty…
Piotr: Było ich wiele. Piątkowe urodziny, tańce na Audiopolu przy „sztucznym deszczu”, liczenie słynnych schodków w drodze do miasta po zimne płyny, przeciekający namiot, tłumy na rynku, sobotnie zmęczenie materiału, niemałe wzruszenie na LTJ Bukem, prezent od ukochanej, panorama festiwalu ze skarpy, czy wreszcie wiele poznanych osób. To ludzie tworzą ten festiwal i jest to widoczne bardziej niż u reszty konkurencji.
Paweł: Informacja o nie doleceniu Loco Dice’a. Co roku dostaje naprawdę mocnego kopniaka – Luciano, Raresh teraz Loco. Smutne to bardzo, zwłaszcza, że wszyscy poruszają się w podobnej tematyce – ktoś lubiący takie klimaty musi głośno przełykać ślinę przy każdej edycji. A najlepszy? Występ Zeitgeber. To była uczta dla fanów muzyki techno – fascynujący, wielowątkowy, elektryzujący, wzniosły – Lucy i Speedy J bez jakiejkolwiek spinki festiwalowej pokazali co najlepszego potrafią. Trochę żałuję, że nie wystąpili na Main Stage – skoro mógł tam być Chris Liebing, tym bardziej powinni oni.
Wielcy przegrani festiwalu. Czy był występ, który was szczególnie rozczarował i nie spełnił waszych oczekiwań?
Paweł: Słyszałem wiele zachwytów nad setem Maxa Coopera. W mojej opinii najgorszy, kończący Circus Tent set, jaki słyszałem w historii festiwalu. Poza kilkoma naprawdę porywającymi momentami (Sasha – Xpander !!!) było zwyczajnie nudno. Niezłe tracki, ale jakoś zupełnie bez polotu. Na Facebooku Cooper wspomniał o super możliwości zagrania tak długiego seta na festiwalu, mogąc przy tym muzycznie naprawdę się spełnić – nic takiego z jego strony nie usłyszałem.
Piotr: Wielkimi przegranymi byli Ci artyści, którzy, nie wiem czy specjalnie czy rzeczywiście z powodu wypadków losowych, przybyć nie mogli. Muszę tu również wspomnieć, że jestem coraz bardziej rozczarowany muzycznym poziomem festiwalu, który nazywa się niezależnym, a niezależną to jest tam tylko jedna scena – Wide.
Czy  waszym zdaniem organizatorzy festiwalu podołali?
Paweł: Bardzo, mimo wszystko. Wiem ile wysiłku kosztuje zorganizowanie imprezy klubowej, co dopiero takiego festiwalu. Umiejętność kompletowania składu i zjednania sobie fanów elektroniki z różnych półek to chyba największa zaleta Audioriver.  Poza wpadką z Naughty Boy to naprawdę klasa. Rozumiem i doceniam misje muzycznego edukowania przez organizatorów, jednak argumentowanie, iż fan wspomnianego „artysty” pójdzie na Kraviz i zostanie oświecony zupełnie mnie nie przekonuje. Pytam się też, co do licha na Main Stage obok Booka Shade i Pretty Lights robił Dj Czarek? Robimy kabaret czy „niezależny festiwal muzyczny”? Pochwalić trzeba także za nagłośnienie – najważniejszy element każdej imprezy, o którym bardzo często się u nas zapomina. Było głośno, czysto, mocno a bas bił po twarzy. Propsy rzecz jasna za akcje na rynku, niesamowita inicjatywa, która pomału zaczyna dorównywać samemu festiwalowi. Kilka wpadek, zależnych bądź nie od robiących ten festiwal, nie zepsuły mojego ogólnego wrażenia.
Piotr: To są dwie kwestie. Organizacyjnie, dużo kontrowersji wzbudziło zamknięcie sceny Hybrid i ewakuowanie ludzi. Nie byłem, nie widziałem jak to wyglądało, ale z pewnością nie jest to pozytywny sygnał dla Europy, jak się namioty walą pod naporem deszczu. Kilka lat temu była podobna ulewa i takie sytuacje się nie zdarzały. To samo jeśli chodzi o bookowanie gwiazd, nie biorących zaproszenia na poważnie, no ale jak się jest w setce popularnego rankingu to już chyba wszystko można odwołać. Muzycznie, z roku na rok niestety coraz gorzej. Byłem po raz czwarty, a znajomi przybywali jak jeszcze bilety były po 3 dyszki. Stwierdziliśmy jednogłośnie, że nie da się robić festiwalu świata niezależnego stawiając jednocześnie na ilość i jakość. Albo jedno, albo drugie. Śmiem twierdzić, że organizatorzy coraz częściej stawiają na to pierwsze ogłaszając już jakieś sondy, czy aby 25 tysięcy ludzi to nie za mało.
Więc z jakimi myślami opuszczaliście tegoroczny Audioriver?

Paweł: Przede wszystkim opuszczałem Audioriver z wielkim smutkiem, że już po wszystkim. Co roku to samo – niby 3 dni z muzyką praktycznie non stop, a niedosyt zawsze pozostaje. Po prostu ciężko żegna się z tymi ludźmi po tak bajecznych, wspólnie przeżytych chwilach. Za rok znowu będę mówił sobie, że nigdzie nie jadę po Melt!, że tam dostałem wszystko co najlepsze. Kilka dni później ponownie będę dreptał po Płockiej plaży. Audioriver to nasze największe narodowe dobro i być tam po prostu trzeba.
Piotr: Byłem zmęczony, szczęśliwy i niespełniony. Zmęczony dlatego, że jednak trochę tego chodzenia między scenami było, plus jeszcze jakieś schody, wypad na miasto, ogólnie trup pofestiwalowy. Szczęśliwy dlatego, że po raz kolejny spotkałem znajome twarze, których w większości nie widziałem od poprzedniego Audioriver. Klimat po raz kolejny dał mi mnóstwo pozytywnej energii na kolejne miesiące. Niespełniony dlatego, że w tym  roku zbyt mało było muzycznych fascynacji, odkryć jak za najlepszych line-upów 2009/2010. Mieliśmy dostać najlepszy skład w historii, a dostaliśmy sporo przynudzania, słabych live actów, odwołanych występów i Dj’a Czarka. Kubeł zimnej wody został wylany. Bo ile można dawać pochwał, kiedy nie dzieje się tak jak powinno? Najsłabszy line up w historii, ale mam nadzieję moją duszę uleczą już nie tak odległe festyny w Białymstoku, Katowicach czy Krakowie.
Dzięki!
Rozmawiali: Piotr Lenda i Paweł Chałup


Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →