Płyta winylowa w 2016 roku – czy to się opłaca?

Artykuł

Prześledziliśmy drogę płyty winylowej na rodzimym rynku - od wytwórni, przez sklep muzyczny, na torbie didżeja kończąc. O sytuacji czarnego krążka w Polsce rozmawiamy z Piotrem Bejnarem, Essencem, Sinem i Feelazem.

Płyta winylowa od zarania didżejskich dziejów jest jednym z synonimów kunsztu sztuki miksowania, a także obiektem kultu. Cyfryzacja i rozwój techniki wyparły ją z głównego obiegu, ale w ostatnich latach grono zainteresowanych tym nośnikiem stale rośnie, równolegle z debatą drugiej strony, „zwolenników pendrive’ów„, którzy podważają sens istnienia nośnika z ubiegłego stulecia.
Porozmawialiśmy z ludźmi, którzy stoją za wydawaniem płyt winylowych, dystrybucją oraz graniem ich w polskich klubach, aby dowiedzieć się jak wygląda sytuacja w dzisiejszych, rodzimych realiach.

Zacznijmy od wytwórni…

Zapytaliśmy Piotra Bejnara z Otake Records i Artura „Essence’a” Szatkowskiego z Technosoul czy w 2016 roku zwyczajnie opłaca się jeszcze wydawać muzykę na winylu?

Jeżeli pytasz czy na tym zarabiamy to oczywiście odpowiedź jest jasna: nie. Czy opłaca mi się wydawać nieznanych artystów, inwestować w nich swoją energię, czas i pieniądze to odpowiedź brzmi: tak. Jesteśmy na początku tej drogi, popełniamy jeszcze mnóstwo błędów, ale wiem, że za 10 lat będę mógł sobie powiedzieć, że mam prawdziwą wytwórnię, o której marzyłem od dziecka. Jeżeli chcesz otworzyć winylowy label i mieć ciągłość wydawniczą, odłóż minimum 20 tysięcy złotych i wtedy kombinujopowiada Bejnar, który mimo trudów, już wkrótce stanie na czele kolejnej winylowej wytwórni. Wczesną zimą otwieram drugi label z moim przyjacielem z Gruzji. Będzie zrzeszał tylko artystów techno (…), będzie tylko winylowy i zarazem bardzo anonimowy.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Jeśli o techno mowa, to nie mogło zabraknąć Technosoul. Przedstawiciel wytwórni, Essence, również zwraca uwagę na brak potencjału zarobkowego, jak i duże koszty: nie do końca wiem, jak wygląda sprawa z innymi gatunkami muzycznymi, ale w wypadku muzyki techno opłacalne to raczej nie jest. Pieniądze, które trzeba włożyć w wydanie płyty to kilka do kilkunastu tysięcy złotych (w zależności od m.in. ilości tłoczonych płyt, poligrafii, masteringu itp.) i bardzo trudno je odzyskać (chyba, że jest się jednym z „majors”, ale obstawiam, że i oni nie robią na tym kokosów). Wyniki sprzedażowe czasem pokrywają koszty w całości, czasem w części, ale trzeba mieć świadomość, że decyzja o tłoczeniu płyty wiąże się z konsekwencjami finansowymi i koniecznością co najmniej zamrożenia funduszy na kilka miesięcy.

Z punktu widzenia finansowego, jak widać, cała operacja wydania płyty jest nastawiona co najwyżej na zwrot poniesionych kosztów. Oczywiście „pieniądze to nie wszystko”, głównym motorem działań pozostają emocje związane z obcowaniem z nośnikiem.
Moment, gdy docierają do nas test pressy, gdy finalna wersja płyty ląduje na gramofonie… Dla mnie to coś niesamowitego – stwierdza Essence, a Bejnar dodaje: wystarczy wziąć tę piękność w swe dłonie…

Z wytwórni do sklepu…

Właściciel poznańskiego sklepu muzycznego Vinylgate, Feelaz, z dystansem podchodzi do takich haseł jak „winyl wrócił„.

Winyl nigdy nie zniknął, więc trudno mówić o powrocie. Ok, za sprawą mass mediów powrócił do świadomości statystycznego Jana Kowalskiego, który teraz ma możliwość kupna 48. reedycji Beatles’ów w galerii handlowej, ale miłośników winyli i niezależnych sklepów było sporo również w czasach, kiedy nie było o czarnej płycie głośno i te same media ochoczo ją uśmiercały. Z winylami mamy analogiczną sytuację do książek… Niby są e-booki i można na tablecie czy telefonie mieć w każdej chwili dostęp do ich niezliczonej ilości, ale jednak nie zastąpią one nigdy prawdziwych książek. Poza tym, istotnym czynnikiem jest nie tylko często lepszy dźwięk, ale też samo kolekcjonerstwo i chęć posiadania czegoś fizycznego w tym coraz bardziej cyfrowym świecie.

Czy przekłada się to na sprzedaż?
Zainteresowanie, jak już wspominałem, zapewne statystycznie rośnie, ale nie jest tak, że nagle małe niezależne wytwórnie i sklepy nie będą mogły się od klientów opędzić. Raczej koncerny muszą zjeść swój kawałek tortu, póki jest koniunktura.

W torbie didżeja

Oczywiście największą częścią tej klienteli są winylowi didżeje, którzy mimo szybszych, łatwiejszych czy… lżejszych rozwiązań, są dalej wierni czarnej płycie.

Gram jako dj już 16 lat i nie wyobrażam sobie grać z innego nośnika niż vinyl. Lubię ten 'feeling’ i nic nie jest w stanie zastąpić mi tego doświadczenia. Fakt, torba mało nie waży, ale słaby nie jestem, także radzę sobie 😉 Gdybym grał co tydzień w różnych miejscach świata, być może zacząłbym się zastanawiać nad ułatwieniem sobie życia, ale póki co jest to raczej nasza polska ziemia i podróżowanie z torbą pełną vinyli nie sprawia mi problemu – mówi Sin, współtwórca projektu Anlogen i artysta związany z agencją Urbanum.

Jeśli chodzi o sam performance w klubie, to według Sina nie jest już tak pozytywnie:

W erze, w której na imprezach króluje nośnik cyfrowy, sprawy organizacyjne dotyczące przygotowania stanowiska pod dj-a vinylowego zeszły na dalszy plan, a czasem bez-plan. Zdarza się, że jestem jedynym vinylowym grajkiem podczas wydarzenia i niestety brakuje wyobraźni ze strony organizatorów. Chodzi tu głównie o stabilność stołu czy sceny – drgania potrafią zepsuć zgrywanie płyt, co ma niestety przełożenie na całość występu i jego odbiór, jak i też na 'flow’ grającego. Nie mówię, że jest tak wszędzie i zawsze, ale po prostu zdarza się. Kolejna sprawa to jakość sprzętu – już dawno się nauczyłem zabierać ze sobą własne systemy (igły gramofonowe i wkładki), bo w większości przypadków albo ich nie ma albo są, tylko ich kondycja pozostawia wiele do życzenia. Są kluby, gdzie wszystko gra i czuć szacunek ze strony organizatorów, ale są też miejsca, gdzie trzeba stoczyć 'walkę’, aby jakoś to wyszło – dodaje Sin.

Ludzie z „winylowej branży” często poświęcają swój czas, energię i ryzykują własne pieniądze w nierównej walce z galopującym duchem cyfryzacji
. Pewnie nie rozstrzygniemy co jest lepsze, ale boli fakt, że płyta winylowa z „klubową muzyką” często nie zdobywa należytej uwagi ze strony… klubów. Miejmy nadzieję, że wraz z renesansem winylowego rynku, wzrośnie też poziom świadomości właścicieli lokali. Dzięki temu będziemy mogli cieszyć się w pełni z brzmienia winyla nie tylko w domu.

Tekst: Mariusz 'Zariush’ Zych

Zobacz też:



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →